niedziela, 26 sierpnia 2012

Bombaj. Co warto zobaczyc, czyli slumsy, pralnie, brudne plaze i jaskinie

Weekend 25-26.08 spedzilysmy zwiedzajac Mumbaj. Bez pospiechu, na spokojnie. W koncu mialysmy cale dwa dluugie dni.

Od Thomasa dostalysmy mape, z ktorej w rezultacie za duzo nie korzystalysmy, ale przydal sie umieszczony na niej rysunek linii kolejowej.
W ogole bedac w Mumaju umiejetnosc poruszania sie pociagami miejskimi jest niezbedna! Jest to najtanszy sposob i najwygodniejszy. Bilet na calej trasie kosztuje 9Rs w jedna strone (ok. 56gr). Jedzie sie okolo godziny. Zalezy od wybranego pociagu (slow/fast). I mozna tak dotrzec praktycznie wszedzie. Trzeba tylko wsiasc w odpowiednia strone (Borivali lub Churgate). A potem wysiasc na odpowiednia strone (east lub west). I gotowe : )

Pociagami jezdzi bardzo wiele osob, co czasem skutkuje takim widokiem na stacji:

Ale przy takiej liczbie ludnosci, tlum jest czyms, do czego w Indiach trzeba zwyczajnie przywyknac.

W pociagach sa tez specjalne wagony dla kobiet. Mozna takze wybrac I klase. Bilet koztuje 85Rs, a co za tym idzie tloku wielkiego w wagonach burzujskich nie ma.

Z doswiadczenia jednak wiemy, ze posiadajac bilet tanszy, do klasy I nie nalezy sie ladowac. My zrobilysmy to nieco celowo (ach to polskie cwaniactwo;)), z zalozeniem ze nigdy nie sprawdzano nam tu biletu, a nawet jak sprawdza, to przeciez jestesmy turystkami i jakos sie wykrecimy. Mialysmy niefart. Akurat sprawdzali. A niefart drugi - nie wykrecilysmy sie.
Nieco jedynie stargowalysmy kwote. ;) W rezultacie po negocjacjach i odstawianiu scen wyciagajac ostatnie drobniaki z porfela, dostalysmy mandat tylko na jedna osobe, za przejechanie jednej stacji. Kwota widoczna ponizej


Bylysmy niezle wkurzone, bo prawie 300Rs to jak na Indie sporo kasy. Dopiero chwile pozniej emocje opadly momentalnie, gdy usiadomilysmy sobie ze zaplacilysmy jakies 17zl. : )




 Wracajac do zwiedzania.

Zaczelysmy od slumsu Dharavi. Jest to najwiekszy slums w Bombaju i naprawde przykro sie na to patrzy. Mieszkaja przy samych torach kolejowych i zdjecia robilysmy z wiaduktu nad torami. Podjelysmy decyzje ze nie wchodzimy na teren slumsu z dwoch powodow. Po pierwsze to srednio bezpieczne, po drugie to nie zoo, zeby biegac i cykac zdjecia. Ludzie tam zyja i nie nalezy robic z tego atrakcji turystycznej.






Wsiadlysmy wiec w pociag i pojechalysmy dalej (II klasa:)). Do pralni Dhobi Tala. Znajduje sie ona przy stacji kolejowej Maha Laxmi.

Jest to pralnia znana w calym Mumbaju. Oczywisice zwiedznia wiele nie ma, ale jest na co popatrzec, bo porozwieszane pranie i panstwo piaracy wygladaja naprawde ciekawie.









Wsiadamy i jedziemy dalej. Wysiadamy na Marine Drive i 'promenada' wzdluz linii brzegowej udajemy sie na spacerek.

Tutejsza Chowpatty Beach zostala uznana za jedna z najbrzydszych na swiecie. Co wcale mnie nie dziwi...





Jednak nie przeszkadza to im w traktowaniu tego miejsca jako odpowiedniego na romantyczne schadzki : )


Nie przeszkadza takze w kapielach



Potem juz tylko kolacja na miescie, wyskok na bazar i powrot do domu. Padlysmy.


W niedziele od rana padalo. Czasem jednak przestawalo, wiec nie przeszkodzilo nam to w realizacji zalozonego planu w postaci odwiedzenia parku narodowego. 



Park nazywa sie Sanjay Gandhi National Park i mozna do niego dojsc na pieszo od stacji kolejowej Borivali.
Wejscie to koszt 30Rs (1,80zl), nastepnie mozna isc lub podjechac na gore autobusem aby zobaczyc jaskinie Kanheri (100Rs, 6zl)
Byl to dzien, w ktorym opuscily nas sily, dlatego tez jechalsmy busem a zwiedzanie jaskin szlo nam wyjatkowo opornie. Jest to ladne miejsce, o tej porze zielone, ze splywajacym z gory zrodlem. Widoki naprawde piekne.








Zrodelko jest oczywiscie okazja do kapieli. My sie nie skusilysmy, za to Indusi wskakuja w ubraniach:







W okolicy jaskin jest tez pelno przeuroczych malpek latajacych samopas, wiec nalezy zachowac czujnosc. : )



Czyz to nie urocze... : )


A oto stylizacja dnia w jaskiniach. Garnitur wyglada na nieprzemakalny, wiec zakwalifikowalabym go do kolekcji Monsun 2012. 



Dzien zakonczylysmy Mango Lassi. Polecam miejsce onazwie Pipasa przy glownym wyjsciu na strone west na Borivali. No pyszne :)

Najpierw przecier z mango, potem lassi, mieszamyyyyy i pijemy


Kolejny dzien, jak sie wieczorem okazalo, szykowal dla nas niespodzianke w postaci castingu do induskiej produkcji, do ktorej poszukiwali osoby do roli europejki. Dostalysmy cynk od Rajskich i w poniedzialek pomknelysmy na casting.
Jako, iz po drodze do miejsca spotkania mialysmy bliskie spotkanie z monsunem dotarlysmy tam kompletnie przemoczone.







Nasz wyglad nie odstraszyl jednak nikogo, ani nawet nie zdziwil. W koncu monsun to monsun. Co wiecej, nic nie przeszkodzilo prowadzacym casting dostrzezenia, iz Tosia pasuje idealnie do roli brytyjskiej narzeczonej. Dostala role!!! : )

Opis przygody z filmem na pewno trafi wkrotce na bloga. Pisze ten post juz ostatniego dnia zdjeciowego z kafejki niedaleko planu. Kompletna abstrakacja i super przygoda!

7 komentarzy:

  1. Polskie cwaniactwo, żeby zaoszczędzić kilkadziesiąt groszy. Wstyd pani turystko. Nie ma się czym chwalić:((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o chwalenie sie a jedynie opowiedzenie historii. Nie uwazam ze zrobilysmy dobrze, ale stalo sie i zycie toczy sie dalej.
      Zycze nieco wiecej dystansu i usmiechu.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Mimo wszystko, pominąłbym w blogu tę niezbyt chwalebną historię. Poza tym Bombaj to nie tylko brudna plaża, pralnie (zresztą bardzo ciekawe) i slumsy. To również perełka islamsko-hinduskiej architektury - meczet Hadżi Ali Dargah w zatoce Hadżi Ali, dworzec Wiktorii, brytyjska zabudowa dawnego Fortu z katedrą św. Tomasza i fontanną Flora, Wiszące Ogrody na dawnym zbiorniku wody. Czytelnik może odnieść wrażenie po przeczytaniu tego blogu, że Bombaj to tylko brud i slumsy.
      Jeśli chodzi o uśmiech, to gości często na mojej twarzy, ale znika, gdy ktoś publicznie pisze o oszustwie za kilkadziesiąt groszy, uważając to za doskonałą historię do opowieści.
      Już lepiej pisać o baraszkujących małpkach.
      Pozdrawiam z uśmiechem bez dystansu.

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane, wybieram się za kilka tygodni, ale rzeczywiście nic o architekturze. No i celna uwaga z tym cykaniem zdjęć w slumsach, jeśli pójdę zobaczyć, to na pewno nie z aparatem na szyi. A co do historyjki z biletem - sympatyczna i typowa nie tylko dla Polaków, tylko dla większości backpackerów. W jednym z krajów afrykańskim widziałem Holendra targującego się o około ćwierć dolara. Jak dobił swego, zostawił 5 dolców napiwku. Chodzi o przygodę, a nie parędziesiąt groszy. A sam też pewnie spróbuję gdzieś na gapę pojechać, nawet w tych Indiach;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O architekturze niewiele - bo ani się na tym nie znam ani nie interesuję.
      Tak więc skoncentrowałam się na tym, co zrobiło wrażenie:)

      Zgadzam się w pełni z "Chodzi o przygodę". Właśnie tak jest i utrzymania tego podejścia życzę w nadchodzącej podróży :)

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz - fajnie jest wrócić wspomnieniami do tamtych czasów:)

      Usuń
    2. Spedzilem tam ponad miesiac , bylem w Delhi , Bangalore i Mumbaju. Odradzam Indie to najwieksze szambo jakie widzialem , szkoda na to czasu . Niestety te super perelki zabytki sa takze z kazdej strony osrane i osikane . Brautalne ale prawdziwe

      Usuń
  3. Super wpis! Podoba mi sie ze o przygodach a nie nudnej architekturze

    OdpowiedzUsuń