poniedziałek, 20 sierpnia 2012

AIESEC Pune cz.II, czyli dobre checi to nie wszystko.

Od momentu wyjazdu z Pune do Chennaiu probowalam skontaktowac sie z moim TN managerem (Akarsh) w sprawie pracy. Chcialam upewnic sie, ze Nasze ustalenia sa aktualne i ze po powrocie do Pune od poniedzialku bede mogla zaczac prace, zeby spedzic tam 4 tygodnie.

Dzwonilam, pisalam maile, wiadomosci na facebook'u, smsy.. bezskutecznie. Cisza. Odzywalam sie nawet do innych ludzi z AIESECa Pune z prosba aby pomogli mi sie z nim skontaktowac. Inerweniowal tez AIESEC z Polski. Nic

W niedziele siedzac w pociagu powrotnym do Pune dostalam maila. Napisal, ze w czwartek mam rozmowe z NGO (non-govermental organization) w sprawie pracy.
Gdy zapytalam go czemu napisal tak pozno, czemu nie odpsiywal na wiadomosci odpowiedzial, ze przeciez i tak mialam wrocic dopiero w niedziele... aaaa

Nastepny dzien uplynal na wymianie maili. Przypomnialam Akarshowi, ze w zwiazku z tym ze rozmowa nie odbyla sie w poniedzialek jak bylo planowane nie bede mogla pracowac umowionych 4 tygodni.
Dowiedzialam sie, ze w takim razie to w ogole nie bede pracowac i to wszystko moja wina, bo sobie wymyslilam wakacje. Pomijajac fakt, ze sie na nie zgodzil i przed wyjazdem nie bylo problemu...

Potem przyznal sie, ze nie odpsiywal na maile, bo podrozowal i nie mial jak odpisac. Wiec juz chyba mam odpowiedz czemu nie zajal sie moja sprawa i nie umowil rozmowy tak, jak ustalilismy...

Poprosilam go wiec o jasna informacje, czy czwartkowa rozmowa sie odbedzie i czy w ogole ma ona sens biorac pod uwage fakt, iz od momentu rozmowy zostaje mi okolo 3 tygodni w Pune.
Zostac dluzej nie zamierzalam z kilku powodow. Przede wszystkim moj kontrakt z AIESECiem wygasa 12.09 wiec nie mm takiego obowiazku. Poza tym na 14.09 mam juz wykupiony bilet i plan dalszych podrozy. No i to, jak zostalam tam potraktowana i jakie warunki zapewniali sprawia, ze nie czuje sie w obowiazku wykonywac zadnego kroku w ich strone.


We wtorek odpisal, ze rozmawial z NGO i zgodzil sie skrocic czas pracy. Polecil zarezerwowanie czasu na te rozmowe, i obiecal ze w srode wysle mi szczegoly dotyczace spotkania i samej pracy.
Od tamtej pory cisza w eterze, jak to mowi moja Babcia. Nie odezwal sie do dzis. A ja postanowilam juz nie naciskac i dac sobie spokoj, bo zwyczajnie szkoda moich nerwow i energii.

Wychodzi na to, ze Indii nie zbawie. Szczegolnie, gdy nikt mojej pomocy tu nie chce.

Zgodnie z moim zyciowym zalozeniem, ze nic nie dzieje sie bez przyczyny zaakceptowalam fakt, iz moja wspolpraca z AIESEC Indie dobiegla konca, nie przynoszac zadnych wymiernych efektow.

Co ma byc to bedzie. Postanowilam wiec pohasac i juz w piatek siedzialam w pociagu do Bombaju :)



Do piatku czas uplynal dosc leniwie (oprocz ciaglego odswiezania skrzynki pocztowej i mailowych dyskusji z Akarshem, ktory nie uznal za stosowne spotkac sie ze mna). Pochodzilam po Pune, znow odwiedzilam centrum handlowe w celach Internetowych tudziez zakupowych...
Jedyne ciekawe i warte uwieczenienia wspomnienie z tego tygodnia to widok jaki ujrzalam wychodzac ktoregos dnia na zakupy.

Przez miasto szla grupa ludzi, ktora przypominala tabory cyganow przemieszczajace sie kiedys po Polsce.
Szli niespiecznie, ubrani w kolorowe stroje, z dziecmi, zwierzetami i calym dobytkiem przy sobie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz