czwartek, 20 września 2012

Varkala, czyli smażymy się pod klifem


Pierwotny plan obejmował dotarcie z Kovalam do Varkali pociągiem. Jak jednak powszechnie wiadomo plany w wyjątkowych okolicznościach mogą ulec zmianie.

Za takież okoliczności zostały uznane opalone plecy i ramiona. Żadnej z Nas nie spieszyło się do zarzucania plecaków i marszu przez kasy, perony, pociągi…

Skończyło się na rikszy. Przejechałyśmy te 60 km za 850Rs, czyli cena niespecjalnie wygórowana, a jaki komfort. No, nie licząc plecaków na plecach, głowie i kolanach…
Do Varkali dotarłyśmy wieczorem i widok był urzekający.



Potem zrobiło się jeszcze ładniej, gdyż po zmroku na morzu pojawiło się mnóstwo światełek z pływających tam łódek. Morze było wręcz usłane światełkami.

Udalyśmy się do hosteu, który wcześniej wyszukałyśmy w Internecie.



Mother Palace okazał się całkiem przyzwoitym miejscem i do tego tańszym niż napisane było na stronie. Za 550Rs (ok. 33zł) wynajęłyśmy pokój trzyosobowy z balkonem, łazienką i wi-fi.

Droga do hotelu

Dni upływały głównie na plażowaniu, w końcu to czas naszych wakacji. 




Z małymi przerwami na nawadnianie organizmu w przyplażowej knajpie



I Panowie Ratownicy na posterunku



Były też drinki z palemką
 


Ciekawe jest element ozdobny do drinka, a raczej materiał, z którego został wykonany. Otóż ‘jabłuszko’ nabite na brzeg mojego kieliszka jest zrobione z….. ziemniaka. No inwencja twórcza i żyłka oszczędnościowa nie znają tu granic ;)

Klif i kawałek plaży
 

Na klifie




Varkala się buduje!



No i teraz dział gastronomia, szczególnie dla osób, które wybierają się w to miejsce, gdyż… trafiłyśmy do miejsca, gdzie jedzenie było naprawdę wyjątkowo dobre. Szczególnie włoska (!) kuchnia, co jest przyjemną odmianą. Polecamy makarony i canelloni. O ile akurat są dostępne wszystkie składniki, bo z tym bywa różnie. Restauracja nazywa się Cafe Del Mar i jest przy głównym pasażu na klifie północnym.




Niewiele dalej jest także miejsce, którego NIE polecamy

Nazwa powinna nam pewnie coś zasugerować, ale pełne wiary usiadłyśmy tam na coś malego. I całe szczęście, że małego, bo wysiedzieć się tam nie dało. Powodem był… zapach. Otóż pachniało, mówiąc wprost, kupą. Kelner zapytany o powód tych aromatów winę zrzucił na piec tandoori.
No ale cóż, jaka nazwa, taka obsługa ;)

Spędziłyśmy w Varkali 4 dni i były to wakacyjne, spokojne, powolne dni.
Dobre miejsce także na zakupy. Będąc twardym w negocjacjach można kupić ciekawe rzeczy w całkiem sensownych cenach.

Varkala na plus! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz