wtorek, 31 lipca 2012

Varanasi (dzień 2 c.d), sesja fotograficzna i Blue Lassi Shop


Widząc napis 100m tylko zwyczajny Europejczyk pomyślałby, że 100 metrów to odległość dzieląca go od celu. No ale jesteśmy w Indiach…

Droga do Blue Lassi Shop jest dość kręta, i na pewno dłuższa niż 100m. Kilkakrotnie pytaliśmy o drogę, a wszyscy bez wahania wskazywali właściwy kierunek. Coś mi mówi, że nie byliśmy pierwsi : )

Po drodze napotkaliśmy dwójkę uroczych dzieciaków. 10letnią dziewczynkę o imieniu India i jej młodszego brata, którego imienia niestety nie pamiętam, ale lat miał 5. Obydwoje byli przeszczęśliwi pozując nam do zdjęć, pokazując swoje zeszyty, książki…  







Zostałam nawet narysowana. Nie wiem czy coś widać, ale dziewczyna ewidentnie ma talent!  : )


Potem India zażyczyła sobie stanąć po drugiej stronie obiektywu…

Kuraaaa! Znajdą mnie wszędzie… : )




Niewiele dalej był mały sklepik, w związku z czym kupiłam dzieciakom trochę cukierków, lizaków w ramach wdzięczności za wspólny czas. Generalnie warto mieć coś takiego przy sobie na wypadek tego typu sytuacji. 

No i dotarliśmy



Lassi było faktycznie G E N I A L N E! Najlepsze jakie kiedykolwiek piłam. Tak więc polecam absolutnie wszystkim! Błądzenie zdecydowanie się opłaciło.
Wybrałam Mango Lassi, bo to moje ulubione, ale menu było dość obszerne.  (Podobno lassi z granatem jest obłędne : ))

I mimo iż warunki przygotowywania nie wyglądają na higieniczne, to nic mi nie było.



No i wspólna fotka, nieco niewyraźna, no ale także jedyna jaką mam. 


Bartek, ich znajomy z dnia poprzedniego, Szymon, G.

Blue Lassi Shop jest dość popularne wśród turystów, więc podróżując samotnie można tam poznać sporo osób : )

Potem to już tylko pakowanie, droga na lotnisko (swoją drogą dość szalona, może poświęcę jej odrębnego posta w wolnej chwili) i fruuuuu… przez Delhi do Pune.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz