poniedziałek, 30 lipca 2012

Varanasi (dzień 1), gdzie wszystko jest święte

Do Varanasi dotarłam z 4godzinnym (!) opóźnieniem. Pociąg stanął gdzieś w nocy w polach i stał, i stał, i stał.... no ale cóż - Indie.

Tak więc czas na Varanasi znacznie mi się skrócił. Znalazłam tuk tuka, który za 85Rs zawiózł mnie do mojego hostelu. Wybrałam polecany przez LP Shanti Guest House przy Manikarnika Ghat (najbardziej znana w Varanasi).

Niestety w Varanasi uliczki są na tyle wąskie, że kawałek do hotelu trzeba przemaszerować. Po 17 godzinach w pociągu, w upale jakiego w Indiach jeszcze nie napotkałam , z plecakami -  nawet 700m to trasa ciągnąca się w nieskończoność.

Ale dotarłam. Prysznic działa cuda, więc niewiele później byłam jak nowonarodzona (no, prawie : )).

Hostel godny polecenia. Bardzo tani (200Rs za dwójkę z łazienką, ok. 12zł). Super lokalizacja – bardzo blisko do Gangesu. I restauracja na dachu ze świetnym widokiem na Świętą Rzekę:



Wieczorem wybrałam się do najbliższego Ghatu poczuć trochę atmosferę Świętego Miasta. 

Siedziałam tam na schodkach patrząc na miejsce, w którym pali się ciała. Robi to wrażenie niesamowite…
O Varanasi nie można powiedzieć, że to urokliwe miejsce, ładne miasteczko, że są klimatyczne wąskie uliczki… Ale jedno jest pewne – robi wrażenie, a widoki na długo zostają w pamięci.

Ganges uważany jest za świętą rzekę. Hindusi przyjeżdżają tam, aby skorzystać z ‘oczyszczającej’ kąpieli. Napisałam to w cudzysłowie bo rzeka jest niezwykle brudna, nawet w porównaniu do Wisły w okolicach Warszawy.

Ogólnie całe miasto do najczystszych nie należy, co było dla mnie dość zaskakujące, gdyż jest uważane za święte, więc wydawałoby się, że należy je tak traktować.. No, ale nie. Pełno śmieci, wszechobecne krowy (a co za tym idzie ich kupy), no i nienajładniejszy zapach…

Nad Gangesem pali się ciała zmarłych. Następnie prochy wrzuca się do rzeki. Dla wielu Hindusów jest to bardzo ważne, żeby właśnie tam zostać spalonym po śmierci. Jest to spory wydatek dla rodziny, ponieważ trzeba kupić odpowiednią ilość drewna niezbędną do spalenia ciała, które ma różne ceny w zależności od kasty. Do spalenia jednego ciała potrzeba od 200 do 300 kg, i około 3 godzin.
Ciała palone są 24h na dobę, a w samym Marnikarnika Ghat spalanych jest około 300 ciał dziennie.

 Stosy drewna przy Manikarnika Ghat

Sześć rodzajów ciał nie może być spalonych (kobiety w ciąży, dzieci do 10 roku życia, chorzy na trąd, ukąszeni przez kobrę, święci mężowie shadu, zwierzęta). Są one więc po prostu wrzucane do rzeki. Tym bardziej dziwi fakt kąpania się w rzece, a co gorsze – picie tej wody!

Wszystko, co napisałam wyżej to wiedza z opowieści pewnego Hindusa, który dosiadł się do mnie pierwszego popołudnia nad Gangesem. Oczywiście potem okazało się, że nie było to w pełni bezinteresowne (miał jakiś sklep z jedwabiem), ale co się dowiedziałam to moje : )

Gdy zapytałam go, czy nie jest dla niego obrzydliwe, że pije wodę z rzeki gdzie wrzucane są prochy, ciała, gdzie ludzie się kąpią, odpowiedział, że nie, ponieważ ciała te są oczyszczane ze wszystkiego w trakcie palenia lub innych obrządków.

Przy Manikarnika Ghat znajdują się także hospicja. Starsi ludzie, którzy czują, że koniec jest blisko i/lub nie mają wiele pieniędzy, aby ich ciało po śmierci zostało przetransportowane, po prostu przyjeżdżają i czekają tam na śmierć… 

W Varanasi często widzi się także coś w rodzaju konduktów żałobnych towarzyszących ciału w drodze do Ghatu (ja widziałam ich w sumie chyba osiem).
Są to sami mężczyźni (kobiety nie biorą udziału także w modlitwach przy palącym się ciele), którzy na bambusowych noszach niosą ciało owinięte w różowo-złoty jedwab. Wykrzykują coś idąc dość dynamicznie, należy więc po prostu zejść im z drogi. 

Wieczorem przeszłam się do innego Ghatu gdzie codziennie około 19 ma miejsce pewna ceremonia. Wygląda to bardzo ciekawie i warto wynająć łódkę na ten czas, żeby obejrzeć z wody to, co się dzieje. Ja byłam na lądzie ale i tak zrobiło to na mnie wrażenie. Świece, dymy, zapach kadzideł…


Tam też spotkałam się z Bartkiem i Szymonem, studentami z Łodzi. Z Bartkiem skontaktowaliśmy się jeszcze będąc w Polsce, poprzez jednego z blogów o Indiach. Byliśmy w kontakcie z myślą, że może gdzieś Nasze trasy się pokryją i się spotkamy. No i się udało.

Po ceremonii wróciliśmy schodami przy Gangesie do Manikarnika Ghat, posiedzieliśmy, pogadaliśmy i umówiliśmy się o wschodzie słońca dnia następnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz