Pierwotny plan obejmował dotarcie z Kovalam do Varkali
pociągiem. Jak jednak powszechnie wiadomo plany w wyjątkowych okolicznościach
mogą ulec zmianie.
Za takież okoliczności zostały uznane opalone plecy i ramiona. Żadnej z Nas nie spieszyło się do zarzucania plecaków i marszu przez kasy, perony, pociągi…
Skończyło się na rikszy. Przejechałyśmy te 60 km za 850Rs,
czyli cena niespecjalnie wygórowana, a jaki komfort. No, nie licząc plecaków na
plecach, głowie i kolanach…
Do Varkali dotarłyśmy wieczorem i widok był urzekający.
Potem zrobiło się jeszcze ładniej, gdyż po zmroku na morzu
pojawiło się mnóstwo światełek z pływających tam łódek. Morze było wręcz usłane
światełkami.
Udalyśmy się do hosteu, który wcześniej wyszukałyśmy w
Internecie.
Mother Palace okazał się całkiem przyzwoitym miejscem i do
tego tańszym niż napisane było na stronie. Za 550Rs (ok. 33zł) wynajęłyśmy
pokój trzyosobowy z balkonem, łazienką i wi-fi.
Droga do hotelu
Dni upływały głównie na plażowaniu, w końcu to czas naszych
wakacji.
Z małymi przerwami na nawadnianie organizmu w przyplażowej
knajpie
I Panowie Ratownicy na posterunku
Były też drinki z palemką
Ciekawe jest element ozdobny do drinka, a raczej materiał, z
którego został wykonany. Otóż ‘jabłuszko’ nabite na brzeg mojego kieliszka jest
zrobione z….. ziemniaka. No inwencja twórcza i żyłka oszczędnościowa nie znają
tu granic ;)
Klif i kawałek plaży
Na klifie
Varkala się buduje!
No i teraz dział gastronomia, szczególnie dla osób, które
wybierają się w to miejsce, gdyż… trafiłyśmy do miejsca, gdzie jedzenie było
naprawdę wyjątkowo dobre. Szczególnie włoska (!) kuchnia, co jest przyjemną
odmianą. Polecamy makarony i canelloni. O ile akurat są dostępne wszystkie
składniki, bo z tym bywa różnie. Restauracja nazywa się Cafe Del Mar i jest
przy głównym pasażu na klifie północnym.
Niewiele dalej jest także miejsce, którego NIE polecamy
Nazwa powinna nam pewnie coś zasugerować, ale pełne wiary
usiadłyśmy tam na coś malego. I całe szczęście, że małego, bo wysiedzieć się
tam nie dało. Powodem był… zapach. Otóż pachniało, mówiąc wprost, kupą. Kelner
zapytany o powód tych aromatów winę zrzucił na piec tandoori.
No ale cóż, jaka nazwa, taka obsługa ;)
No ale cóż, jaka nazwa, taka obsługa ;)
Spędziłyśmy w Varkali 4 dni i były to wakacyjne, spokojne,
powolne dni.
Dobre miejsce także na zakupy. Będąc twardym w negocjacjach można kupić ciekawe rzeczy w całkiem sensownych cenach.
Dobre miejsce także na zakupy. Będąc twardym w negocjacjach można kupić ciekawe rzeczy w całkiem sensownych cenach.
Varkala na plus! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz