Po wyczerpującej nocy w autobusie, dotarłyśmy do Udaipuru
około 5.30. Była to jedna z najgorszych podróży jakiej miałam okazję
doświadczyć w Indiach. Wybrałyśmy górną, dwuosobową leżankę. Rezerwując bilety
myślałam, że są to dwie obok siebie, ale nie. Autobusy generalnie są uważane za
dość wygodne. A sleepery wyglądają tak:
Łoże jednoosobowe
Spałam od brzegu więc powietrze z okna otwartego na
wysokości głów wiało prosto na mnie (autobus nieklimatyzowany). Miałam
zamarzniętą twarz, a włosy ciągle wpadały mi do oczu i ust.
Pewnie myślicie- trzeba było zamknąć okno.
Otóż problem był taki, że przy
zamkniętym oknie pewnie bym zasnęła. Ale biorąc pod uwagę zapach tam panujący
(którego częściową przyczyną byłyśmy my same niestety ; )), pewnie bym się już
nie obudziła. Tak więc zamarznięta twarz i upał w okolicy nóg.
Jednak, co zaskakujące,
nie to było najgorsze. Droga, praktycznie na całym odcinku Jodhpur- Udaipur
była tak dziurawa i wyboista, że co i raz dosłownie podskakiwałyśmy nad
łóżkiem.
Po 7 godzinach lewitowania nad leżanką, z małymi przerwami
na odbicie się od powierzchni dotarłyśmy.
Poobijane i wytrzęsione udałyśmy się do hotelu wybranego
wcześniej na hostelworld.com. W Kesar Palace za rozsądną cenę 500Rs (30zł)
dostałyśmy dwuosobowy pokój z łazienką.
A co było dla Nas najważniejsze tym razem szczęśliwie
pozwolili nam zająć pokój od razu. Szybki zimny (jakżeby inaczej w Indiach…)
prysznic i chwilę później leżałyśmy z zamiarem drzemki w nietrzęsącym się
łóżku.
Wstałyśmy około 11 i ruszyłyśmy. Ale to już w następnym
poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz