... czyli przygotowania do podróży.
Decyzja o wyjeździe zapadła dość szybko. Poprzednie plany na życie niespodziewanie nieco, a nawet bardzo, się posypały. Trzeba było stworzyć plan naprawczy, a następnie go wdrożyć. Poszło raz dwa: kupiłam bilet. Był to dość wyraźny znak, że należy zacząć 'ogarniać'.
Przeczytałam naście blogów, dwa przewodniki, zajrzałam na zylion stron internetowych, zawróciłam głowę (żeby nie powiedzied d...) wielu osobom i jestem przygotowana do tego wyjazdu, jak do żadnego innego. A przynajmniej mam takie wrażenie i staram się nim epatować (może w końcu sama w to uwierzę..:))
Doświadczyłam wielu uczuć, od załamania, przez strach, po radość.
Od bezradności, spowodowanej pogrążeniem w totalnym chaosie, do spokoju napływającego stopniowo wraz z każdą pozycją dopisywaną do przedługiej listy.
Generalnie: stany maniakalno-depresyjne.
Wszystko to nie zmienia faktu, że zapewne szybko przekonam się, o ilu rzeczach nie pomyślałam, a jak wiele tych, na które poświęciłam czas/energię/pieniądze/uwagę jest zbędnych. Czyli jak to zwykle bywa życie zweryfikuje na ile jestem rozsądna i przewidująca, a w jakim stopniu tylko mi się tak wydaje. : )
Wciąż mam pierdylion wątpliwości związanych z nadchodzącym wyjazdem, ale któż nie wątpi? ;)
A przewrotnie na koniec słowem wstępu:
To mój pierwszy blog. Nie chcę, żeby to, co tu piszę trąciło "Jestę podróżnikię". A więc polecam dystans do prezentowanych treści.
Nie wiem też, na jak długo starczy mi zapału. A więc radzę celebrować każdy wpis ;)
G.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz