Wyjeżdżając z Delhi byłam nieco przestraszona faktem, iż
przede mną samotna, ponad 4-godzinna podróż pociągiem do Agry. Najbardziej
przerażający był fakt, iż klasa którą wybrałam na tę podróż to klasa SL , czyli
SLEEPER.
O tej klasie indyjskich pociągów krążą legendy. Jest ona
najtańsza, a więc jeżdżą nią zazwyczaj najbiedniejsi. Uważana przez niektórych
za niebezpieczną / niewygodną.
Klasy pociągów w Indiach są następujące:
SL – prycze, wiatraki na suficie, brak szyb w oknach w ramach klimatyzacji
A/C 3 – klimatyzowana klasa trzecia, póki co nie jechałam, więc nie wiem
A/C 2 – klimatyzowana druga, j.w
A/C 1 – klimatyzowana pierwsza, j.w
SL – prycze, wiatraki na suficie, brak szyb w oknach w ramach klimatyzacji
A/C 3 – klimatyzowana klasa trzecia, póki co nie jechałam, więc nie wiem
A/C 2 – klimatyzowana druga, j.w
A/C 1 – klimatyzowana pierwsza, j.w
Różnią się oczywiście ceną. I to znacznie.
W przypadku tej podróży trafiłam bardzo dobrze. W moim 8 osobowym ‘przedziale’ był a hinduska
rodzina. Przywitali mnie uśmiechami, a Pan będący głową rodziny pomógł wrzucić
plecaki na pryczę (już przy rezerwacji wybrałam górną, i tę najbardziej polecam,
gdyż środkowe w ciągu dnia są składane, i służą za oparcie dla osób siedzących
na dolnej, poza tym najłatwiej o bezpieczne ukrycie bagażu).
Następnie
dziewczyny na bocznym siedzeniu zsunęły się, żeby zrobić mi miejsce. Usiadłam,
i zanim pociąg ruszył zdążyłam odpowiedzieć na wszystkie pytania jakie mieli mi
do zadania. Wiele ich nie było (podejrzewam, że to kwestia znajomości języka).
Pytała głowa rodziny. Skąd jesteś? Dokąd jedziesz? Czy sama? Czy podobają Ci
się Indie? Ile masz lat?
Pociąg ruszył, na co Pan wskazując na moją pryczę stwierdził, że teraz mogę się zrelaksować. I tak wzięłam to sobie do serca, że w Agrze trzeba było mnie budzić.
Na górze było sporo miejsca. Pod głowę położyłam duży plecak, obok siebie mniejszy, oba związałam ze sobą i oba przywiązałam do stałych elementów (pręty), następnie mały przywiązałam do nerki, którą ukryłam pod ubraniem. A więc wszelkie środki bezpieczeństwa zostały zachowane.
Na mojej pryczy
Ze stacji Agra Cantt wzięłam tuk tuka do hotelu. Pre paid
kosztuje 85Rs (5zł). Jak się potem okazało należy jednak omijać stanowiska
prepaid i się targować. Jak wracałam z Agry zaplaciłam 60Rs. Od poznanej osoby
dowiedziałam się, że gdy zmusi się kierowcę do włączenia licznika to wychodzi
35Rs! Niestety jest to bardzo trudne, bo oni zwyczajnie nie chcą tego robić.
Kłamią, że zepsuty, że w dany dzień tygodnia nie można ich włączać, że tylko do
danej godziny itp.
O ile jest się w miejscu gdzie jest ich wiele i ma się trochę czasu, można poszukać i popróbować. Zazwyczaj się udaje. Jednak w innym przypadku należy zorientować się wcześniej jaki jest przybliżony koszt (z przewodnika, od innych turystów, od ludzi) i twardo negocjować :)
O ile jest się w miejscu gdzie jest ich wiele i ma się trochę czasu, można poszukać i popróbować. Zazwyczaj się udaje. Jednak w innym przypadku należy zorientować się wcześniej jaki jest przybliżony koszt (z przewodnika, od innych turystów, od ludzi) i twardo negocjować :)
Tak oto znalazłam się w hotelu Sai
Palace.
Widok z drzwi hotelu
Za pokój jednoosobowy zapłaciłam
300Rs (ok. 18zł). Był tak mały, że obok jednoosobowego łóżka było tylko wąskie
przejście, żeby dotrzeć do łazienki, która też pozostawiała trochę do życzenia.
Okno, owszem, było. Jednak otwierało się na korytarz. Zamiast zamka w drzwiach
były zasuwki. Przydała się kłódka przytargana z Polski.
Gdy wynosiłam się z hotelu padał deszcz i dzięki temu zauważyłam, że nad korytarzem nie ma dachu. Tak więc jednak to okno miało jakiś dostęp do świeżego powietrza ;)
Wieczór spędziłam na spokojnie.
Wybrałam się do restauracji na dachu hotelu, z bardzo ładnym widokiem na Taj
Mahal
.
I tak popijając mango lassi, pogryzając chapati
doczekałam końca kolejnego dnia w Indiach:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz